Przyszedł kolejny, już 2010 rok – nadal byliśmy przygnębieni śmiercią krewnej Malwiny, ale ta strata utwierdziła nas w tym, że powinniśmy się jeszcze wiele nauczyć i jeszcze bardziej chcieliśmy być silniejsi. Niestety nasz wiek na to nie pozwalał. Dzień leciał za dniem pogoda zmieniała się adekwatnie do pór roku. Minęła połowa roku i zbliżał się Lipiec, na powierzchni wszystkie rośliny były już rozwinięte. Świat przyciągał wzrok swoją soczystą zielenią i oślepiającym blaskiem słońca które pięknie oświetlało korony drzew. Liście odbijały słońce jakby były to drzewa lustrzane. Skończyliśmy wreszcie naukę w gimnazjum oczywiście z czerwonymi paskami. Nasze wyniki z testów gimnazjalnych też były doskonałe, wszystko zdane na maksymalną ilość punktów. Dostanie się do najlepszego liceum w Polsce nie było problemem. I tak po paru miesiącach dowiedzieliśmy się o przyjęciu do liceum i znów wylądowaliśmy w jednej klasie. Nasza edukacja mogła być kontynuowana na najwyższym możliwym w Polsce poziomie. Jednak było coś dziwnego od śmierci babci Malwiny nie było żadnych ataków, było to dziwne i niepokojące, co najmniej jakby zło gotowało się do wielkiej bitwy. Nasze obawy były jednak krótkie i zostały szybko rozwiane przez dorosłych, jak zawsze pouczyli nas i odpowiedzieli na pytania. Zdziwiło ich, że pytamy tak późno bo powinniśmy zauważyć coś wcześniej, a okazało się, że co sześćdziesiąt lat od powstania ludzi z mocami czyli „Strażników Porządku Świata” po Ziemi przechodziła fala energii która unicestwiała wszystkie moce na cały rok. Było to pewne zabezpieczenie które bogowie nałożyli aby mogli tych ludzi wtedy unicestwić. Okazało się iż to właśnie ten rok bo moce zostały nam dane w 2790r. p.n.e.. Mieliśmy teraz cały rok spokoju, bo całe zło z którym walczymy niemiało mocy by nas zaatakować ale i my nie mieliśmy się jak bronić. Miesiąc mijał za miesiącem i znów zaczęło robić się zimno a dni stawały się coraz krótsze. Z coraz większą niecierpliwością wyczekiwaliśmy kolejnego roku. W rachubie kalendarza Atlantydzkiego byłby to rok 4801 ery mocy, bo tak nazywała się era po powstaniu ludzi z mocami. Nadeszły wreszcie święta Bożego Narodzenia, jak zwykle świętowaliśmy je w naszym gronie obdarzonych mocami. Potem wyczekiwaliśmy nowego roku, mimo iż podobał nam się ten spokój. Mogliśmy całkowicie skupić się na szkole, która była ciężka i musieliśmy się uczyć trochę więcej. Na szczęście zajmowało to nam około dwie godziny dziennie a nasze wyniki nadal nie spadały poniżej piątki.
Za dwa dni miał nadejść nowy rok, już niedługo odzyskamy moce. Wyczekiwaliśmy tego jak dziecko wyczekuje na ulubionego lizaka czy cukierka. Jednak coś było nie tak, głośny huk nad naszymi głowami, i lekki wstrząs. Coś działo się na powierzchni, tylko jakim sposobem. Przecież nikt nie ma mocy, czy złym udało się to ominąć? Wyszliśmy z bazy najszybciej jak się dało. Na powierzchni zastaliśmy gołą ziemię, żadnego śniegu, trawy, ani jednego drzewa. Nawet pobliski lasek zniknął. Parę metrów od naszego drzewnego wejścia (no cóż tego drzewa też już nie było) dostrzegliśmy średnich rozmiarów krater a w nim dwie połówki ogromnej stalowej kuli. Było to coś w rodzaju bomby. Tylko jak ona działała. Okazało się to robotą Żniwiarza, stworzył nano-boty które „pożerają” całą roślinność na swojej drodze i tak jak on potrafią wysysać pierwiastki z ziemi (na szczęście w mniejszej ilości i nie wszystkie). Jednak teren w naszym mieście z minuty na minutę tracił roślinność. Musieliśmy coś z tym zrobić, tylko co, brak mocy skutecznie uniemożliwiał nam działanie. Mogliśmy stać i patrzeć, no lepiej było by się schować, żeby jakimś cudem nie zostać zaatakowanym. Dlatego wróciliśmy do bazy. Siedzieliśmy, nie wiedząc co robić. Dorośli zamknęli się w głównej hali, a nas wysłali do części mieszkalnej. Po około godzinie wreszcie po nas przyszli. I oznajmili nam coś zaskakującego, jedynym rozwiązaniem było udać się do Atlantydy i poprosić o wcześniejsze przywrócenie mocy. Nasze jedyne rozwiązanie to podróż do najbardziej mistycznej krainy świata? Tak właśnie to mieliśmy zrobić. Do Atlantydy prowadził jeden z tuneli światowych. Wsiedliśmy do niego i pognaliśmy z prędkością światła do Atlantydy, która umiejscowiona była na dnie Rowu Mariańskiego. Gdy wyszedłem (a wsiadłem ostatni) wszyscy staliśmy w pomieszczeniu przypominającym kolorystycznie ten w naszej bazie, tylko ten był większy okrągły i nie posiadał drzwi tylko kręcone schody w samym centrum prowadzące w dół. Zeszliśmy cztery piętra w i znaleźliśmy się w pomieszczeniu o takim samym wyglądzie ale to było jeszcze większych rozmiarów i posiadało drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, to co ujrzeliśmy zaparło nam dech w piersiach. Znajdowaliśmy się wśród ogromnych budowli – okrągłych wież ze spiczastymi dachami (jak ta z której właśnie wyszliśmy), budynkami przypominającymi wieżowce, i bloki. Wszystkie z nich miały spadziste dachy, każdy róg był zaokrąglony co dawało efekt łagodności budynków, wszystkie były skonstruowane z marmurowych bloków – białych z lekkimi akcentami czerni. Dachy były ze złota tak jak i ramy okienne co nadawało miastu majestatyczności. Miasto było oparte na planie koła. W samym centrum stała ogromna wieża z ogromnym szpiczastym złotym dachem na którego szczycie lśniła złota kula dająca światło na całe miasto – było to słońce Atlantydy, które świeciło przez dwanaście godzin, a potem na kolejne dwanaście przygasało dając złudzenie księżyca. Tak wyglądał cykl dnia w Atlantydzie. Z tego samego punktu rozchodziła się tarcza ochronna broniąca wstępu wody do miasta wyglądała ona jak te pola ochronne w naszej bazie, a rozchodziła się ona od słońca Atlantydy do granic miasta tworząc kopułę. Na granicach znajdował się mur z białego kamienia mający pięć metrów wysokości i dwa szerokości, znajdowało się w nim osiem bram prowadzących na zielone pola o szerokości około 20 metrów od murów do tarczy ochronnej. Teren ten służył jako miejsce z którego i do którego można było się teleportować, w mieście nie było to możliwe. Na całym terytorium Atlantydy latanie było niemożliwe. Sama budowa miasta była na planie koła, wokół centralnej wieży biegła ulica jedynymi prostymi drogami były te które prowadziły z Wieży Słońca do bram miasta, było ich oczywiście osiem a między nimi jest kąt 45°. Im dalej od wieży tym budynki stają się niższe, tak że przy murze znajdują się domki jednorodzinne z ogródkami. Wszystkie domy i wieżowce ustawione są po obu stronach ulic okrążających miasto. Wygląda to tak: ulica dwa rzędy domów i znów ulica. Po obu stronach ulic w pewnych odstępach posadzone były drzewa, a na środku każdej drogi też w pewnych odstępach stały złote lampy. Takich kręgów znajduje się w Atlantydzie dziewięć, a są to:
- Krąg Wieży Słońca – siedziba Bogów, Rady Mocy i Dom Głównego Boga,
- Krąg Wież Boskich – tu mieszkają Bogowie i stoją wieże rodzin z mocami,
- dwa Kręgi wieżowców – domy i biurowce ludzi w Atlantydzie.
- dwa Kręgi bloków – domy ludzi Atlantydy,
- Krąg Handlowy – sklepy i stragany w Atlantydzie,
- dwa Kręgi Domów Jednorodzinnych – domy jednorodzinne ludzi w Atlantydzie.
My mieliśmy udać się do Wieży Słońca by stanąć przed Radą która zdecyduje o przywróceniu mocy wcześniej niż powinna. Udaliśmy się do tej wieży, weszliśmy do środka przez ogromne złote drzwi z kwiatowymi ornamentami. Stanęliśmy w ogromnej hali, naprzeciw nas stał biało-złoty kontuar a za nim stała kobieta. Wyglądało to jak hol jakiegoś biurowca. Opisaliśmy kobiecie sytuację, ta poprosiła abyśmy poczekali i złapała za urządzenie przypominające telefon. Powiedziała komuś to co my jej, potem pożegnała się, odłożyła urządzenie i zwróciła się do nas prosząc abyśmy za nią poszli. Udaliśmy się do jednej z pobliskich wind. Wewnątrz wyglądała ona tak jak te z naszej bazy. Wsiedliśmy i po chwili podróżowaliśmy wewnątrz ściany.
Myślę ,że powinieneś wprowadzić więcej dialogów, może opisy jakichś konkretnych sytuacji w życiu nawet tych banalnych takich codziennych, bo podczas czytania można odnieść takie wrażenie jakby całe opowiadania składało się głownie z treści zawierającej informacje, i to się tak ciągnie i ciągnie. Mógłbyś to np urozmaicić wyszczególniając głównego bohatera, pokazując go jeszcze bardziej. Tak żeby odbiorca skupił się na nim i adekwatnie do jego uczuć mógł odczuwać większą empatię... mam nadzieję ze wiesz o co mi chodzi.. ale to tylko taka rada :) Ogólnie bardzo mi się podoba, i pomysł też jest fajny. Poza tym jak się czyta nie raz nasuwają się różne refleksje, co jest raczej dobre
OdpowiedzUsuń