B
|
ył rok
2008, miałem jeszcze trzynaście lat ale w lipcu miałem skończyć czternaście, mieszkałem w stolicy małego lecz bogatego (dzięki nowoczesnym technologiom i
wielu wynalazkom) państwa
Dengen, znajdującego się na dawnej szwedzkiej wyspie
Gotlandii. Uczęszczałem wtedy do jednego z lepszych
gimnazjów w mieście. Sam należałem do grupy najlepszych uczniów, była nas (łącznie
ze mną) piątka. Byliśmy też
najlepszymi przyjaciółmi jeszcze z przed czasów szkoły. Byli to: Dawid, Malwina, Kasia, Ola no i Ja, a nazywam się Mariusz.
Stało się to tuż po
sylwestrze, pierwszego stycznia, wstałem
około godziny dziewiątej bo poprzedniego dnia położyłem się późno. Pokój
wyglądał prawie tak jak codziennie,
czekoladowe ściany, jasne dębowe panele na podłodze. Łóżko stało na ścianie na prawo od
wejścia. Na ścianie naprzeciw znajdowała się meblościanka zajmująca całą ścianę,
składająca się od prawej z: szafy, safki telewizyjnej i wiszącej nad nią półką,
witryny i komody. Na ścianie z drzwiami znajdowało się biurko a nad nim półka
pełna mang[1].
Naprzeciw ściany z drzwiami znajdowała się ściana z wielkim oknem które zajmowało jej prawie
całą powierzchnię. Na parapecie okiennym trzymałem całe mnóstwo roślin, głownie
kaktusów i Sansewierii. Na szafce telewizyjnej oczywiście płaski trzydziesto-dwu calowy telewizor i playstation 3. W
witrynie trzymałem różne figurki wystawowe, kolekcjonerskie auta, a na komodzie
zestaw ramek na zdjęcia z rodziną i przyjaciółmi. Tak zazwyczaj prezentował się mój pokój, ale nie tego dnia. Dzisiaj
dodatkowo panele ozdobiła
kilkucentymetrowa warstwa wody. Pomyślałem że pękła jakaś rura, coś
się wylało, poinformowałem babcie i poszedłem po mopa aby wytrzeć wodę. Po skończonej
robocie byłem umówiony na dwór, w sumie byłem
już spóźniony przez
te sprzątanie. Szybko wybiegłem z domu i ruszyłem w stronę szkolnego boiska, gdzie mieliśmy się
spotkać całą paczką.
Po
krótkiej chwili dobiegłem do
budynku szkolnego – był to wybudowany w nowoczesnym stylu
dwupiętrowy[2]
obiekt koloru jasnożółtego. Moi znajomi już
na mnie czekali więc przeszedłem przez bramę w płocie otaczającym
teren szkoły znajdującą się po
lewej stronie budynku. Przeszedłem
wzdłuż murów szkoły,
minąłem znajdującą się za głównym budynkiem i połączoną z nim tunelem salę gimnastyczną utrzymaną w tym samym stylu co główny budynek, sala miała wysokość dwóch pięter i posiadała ogromne okna od podłogi po sam sufit. Okna były od wewnątrz chronione drobną
siatką zrobioną ze splątanych nici która
odbierała energię od pędzących piłek chroniąc okna od zbicia. Za budynkiem sali rozciągało się
ogromne boisko szkolne z bieżnią, miejscem do skoków w dal i pełnowymiarowymi boiskami do piłki nożnej, siatkówki
i kosza. Przed częścią sportową znajdowała
się też część
odpoczynkowa z ławkami,
stolikami i ścieżkami do chodzenia pomiędzy trawnikami. Tam czekała już na mnie moja grupka. Jeszcze zanim do nich podszedłem wydawali mi się dziwni, jak nigdy milczeli, nie śmiali się. To było do
nich zupełnie niepodobne.
Przyśpieszyłem kroku i po chwili byłem tuż koło nich,
stwierdziłem że nie będę jak oni
siedział w ciszy więc zacząłem:
-No cześć
wszystkim, co wy tacy cisi?
-No Hej – odpowiedzieli chórkiem
-A tak sobie siedzimy i czekamy, po co zaczynać rozmowę jak wszystkich nie ma –
odpowiedział Dawid
-A właśnie sorki za spóźnienie ale coś mi się chyba z rurą
w domu stało, miałem cały pokój
zalany, z resztą od kiedy
czekacie na rozmowę aż wszyscy się zbiorą? – stwierdziłem fakt
-Miałeś zalany pokój? A reszta domu? –
zaczęła dociekać Ola, przy okazji zmieniając temat
-No tak, w sumie ta woda nie bardzo chciała, że tak powiem, opuścić mojego pokoju – moja własna odpowiedź zastanowiła mnie trochę,
czemu ta woda nie zalała
reszty domu – dobra dajmy
spokój mojemu pokojowi, mówcie co u was? – dodałem po chwili.
-A właśnie tak przy okazji, możemy pogadać na osobności
– zapytał mnie Dawid, jako że nie miałem przeciwskazań
przeszliśmy trochę na bok od reszty przyjaciół, wtedy on zaczął
rozmowę – Słuchaj nie tylko u ciebie działo się coś dziwnego, to zabrzmi idiotycznie
ale u mnie w pokoju szalała
niezła wichura, a sam wiesz, że na dworze było spokojnie, poza tym jest zima
miałem zamknięte okna, nie wiem co się dzieje ale wątpię że to
przypadek, tu dzieje się coś naprawdę dziwnego. –
jego wyznanie odebrało mi mowę, nie co dzień słyszy się o
takich wydarzeniach. U mnie była
to jedynie woda która nie
opuszczała mojego pokoju ale
u Dawida sprawa była
dziwniejsza.
-Słuchaj,
nie mówmy na razie reszcie,
może to był zbieg okoliczności albo jakiś dziwny kawał. – stwierdziłem
po chwili namysłu, po czym wróciliśmy do reszty. Zaczęliśmy normalnie gadać, potem połaziliśmy po
osiedlu i w końcu na obiad rozeszliśmy
się do domów. Wchodząc do domu natknąłem się
na mojego brata który wyglądał dokładnie jak ja. Zielone oczy, blond włosy, no
jego były krótsze bo sięgały do końcówek uszu a moje do ramion. Zawsze próbował
być taki jak ja, jednak szło mu gorzej, ale zawsze znajdował u mnie wsparcie i
chętnie mu pomagałem, jak sam stwierdził byłem dla niego najlepszym
przyjacielem. Przywitałem się z nim krótko i poszedłem do pokoju. Jako, że ferie trwały do czwartego
stycznia a był to piątek więc do szkoły
wracaliśmy dopiero siódmego stycznia - w poniedziałek – dzięki czemu mogłem poleniuchować przed komputerem i telewizją. Po całym dniu lenistwa poszedłem
się umyć, przebrać w pidżamę (bokserki i koszulka) i około północy położyć się spać. Gdy się
obudziłem powtórzyła się sytuacja
z dnia poprzedniego, powieliłem
zeszło-dniowy schemat i udałem się na spotkanie ze znajomymi. Jak się okazało u
Dawida też powtórzyła się
sytuacja z dnia wcześniej,
ale nadal udawaliśmy, że wszystko jest w porządku przed resztą znajomych. Po powrocie do domu
zadzwoniła moja komórka, a na wyświetlaczu zauważyłem zdjęcie
dzwoniącego i pod spodem
napis głoszący: „Malwina dzwoni”.
Bez chwili namysłu odebrałem witając się krótkim Hej i pytając czy coś się stało.
-Nie nic takiego. – usłyszałem w
odpowiedzi.
-Czyli jednak coś?
– spytałem.
-Czy możemy
się spotkać za chwilę? – dodała po chwili namysłu.
-Tak pewnie, zaraz po ciebie wpadnę. –
odpowiedziałem i po chwili się rozłączyłem.
Od razu udałem
się do Malwiny, zwłaszcza że mieszkaliśmy
tylko dwie ulice od siebie. Zadzwoniłem
domofonem i zostałem
wpuszczony na klatkę, od razu
udałem się na pierwsze piętro gdzie znajdowało się mieszkanie Malwiny. Zostałem wpuszczony do środka,
zdjąłem buty i od razu udałem się do jej pokoju, który
znajdował się od razu na lewo od wejścia do mieszkania.
-Więc? – zacząłem, już
podejrzewając o co może chodzić.
-Ymm… - Usłyszałem jako odpowiedź.
-Eh, serio po tylu sekretach ile sobie powiedzieliśmy nadal masz problem z
powiedzeniem mi czegokolwiek? Coś
ma mnie jeszcze zdziwić? – Powiedziałem zgodnie z prawdą,
byliśmy jak brat i siostra,
mimo iż wszyscy znaliśmy sekrety każdego z piątki, to każdy
z nas miał jakąś osobę która
dowiadywała się pierwsza, a także znała te największe
sekrety których inni nie
mieli okazji usłyszeć. Dla mnie taką osobą była
Malwina i ze wzajemnością.
-No bo, to jest bardzo dziwne. – powiedziała z większym przekonaniem.
-Taak, gdybyś
wiedziała co mi się ostatnio przytrafia, to byś uznała za dziwne.
-A co takiego? – zapytała
-O nie, nie, nie. Ty pierwsza.
-Dobra, dobra. Pioruny.
-He? – zareagowałem
w iście inteligentny sposób –
Jakie pioruny? Co? Nie rozumiem…
-Pioruny mi w pokoju strzelają co rano. –
Odpowiedziała, przeanalizowałem jej odpowiedź orientując się
dopiero po 20 sekundach, że
dzieje się u niej to samo co
u Dawida i u mnie, tyle że u
Malwiny pojawiają się pioruny. – Nie wyglądasz
na zdziwionego – dodała po chwili mojego braku reakcji.
-A tak, bo w sumie moje „dziwactwo” niewiele się różni, ja
codziennie mam wodę w pokoju,
jakieś 10cm wody która przy otwartych drzwiach z tego
pokoju nie wylatuje, a do tego u Dawida każdego poranka jakieś
wichury w pokoju wieją przy
zamkniętych oknach.
-Czyli u Dawida też
jest coś nie tak? – zapytała a w sumie wykrzyczała.
A ja zorientowałem się, że chyba nie powinienem był bez jego zgody tego mówić.
-No tak. – to jedyna odpowiedź na jaką było mnie stać. Chwile potem ubierałem
już buty i ciągnięty przez Malwinę
szedłem, a prawie że biegłem do domu Dawida, który
z resztą mieszkał klatkę obok mojej. Oczywiście
był w domu, nawet nas wpuścił. Gdy tylko przekroczyliśmy próg
odezwała się Malwina.
-Też coś się u ciebie dzieje. –
Dawid zrobił minę mówiącą „czy ona jest wariatką”. Ja tylko rzuciłem mu przepraszające spojrzenie.
-Sorry powiedziałem
jej, ale u niej też się coś dzieje. –
Dawid tylko pomachał twierdząco głową i
wzruszył ramionami. Następnie zaprosił nas do pokoju i tam wszystko
sobie wyjaśniliśmy. Uznaliśmy także, że należy powiedzieć
reszcie i albo z nimi będzie
to samo, albo nas wyśmieją. Tak też zrobiliśmy,
zadzwoniliśmy po pozostałą dwójkę, która zaraz zjawiła się u Dawida. Wszystko im powiedzieliśmy, oczywiście
zaraz po tym jak na samym początku
wtrącili nam się w rozmowę i stwierdzili że
u nich też się coś takiego dzieje. I tak u Oli płonęły ściany, ale po wszystkim nie było nawet śladu po pożarze,
a u Kaśki cała podłoga była w
ziemi. Po tych opowieściach
udaliśmy się do domów. Jako że
było późno położyłem się spać.
Minęły trzy dni, więc nadszedł Szósty stycznia - ostatni dzień ferii. Wstałem jak zwykle o ósmej, a ze znajomymi umówiony
byłem jak co dzień na dziesiątą pod szkołą. Wziąłem szybki prysznic, zjadłem
śniadanie, a następnie poszedłem umyć zęby. Nie lubiłem jeść śniadania z tym
posmakiem pasty w ustach. Gdy się ogarnąłem było już w pół do dziesiątej, więc
ubrałem się w zimową kurtkę i gdy zakładałem buty odezwała się babcia z którą
mieszkałem, bo moja matka pracowała za granicą.
- A ty gdzie się wybierasz? – zapytała starsza.
- No jak codziennie, ze znajomymi.
- Wątpię, że dzisiaj wyjdą i ty też.
- No ale jak to … w ogóle skąd wiesz, że nie wyjdą? –
zapytałem już lekko zirytowany ale i ciekawy stwierdzeniem babci.
- Ja wiem co mówię, a ty się rozbieraj nigdzie nie idziesz,
poczekaj w pokoju.
- Ale na co? – zapytałem już całkowicie zdezorientowany.
- Jesteście tacy niemądrzy – stwierdziła – no już do pokoju!
– dodała po chwili.
Jak kazała tak zrobiłem, rozebrałem się i udałem do pokoju.
Włączyłem komputer i wszedłem na „Handlooka” czyli najpopularniejszy portal
społecznościowy, od razu spojrzałem na czat, ale nie było na nim żadnego z
moich przyjaciół, tylko kilkoro znajomych z klasy. Przez około dwie godziny
grałem w jakieś gry, gdy parę minut po dwunastej zadzwonił domofon, moja babcia
odebrała i kogoś wpuściła. Dojście na trzecie piętro gościowi trochę zajęło,
ale po chwili w korytarzu dało się słyszeć wiele głosów, czyli było kilku, a
nie jeden gość. Nawet te głosy rozpoznałem, i gdy już zerwałem się aby wyjść z
pokoju, w tym samym czasie się one otworzyły a w progu stała cała czwórka moich
przyjaciół.
- Co wy tu robicie? – spytałem po raz kolejny tego dnia
zdezorientowany.
- Pytaj naszych rodziców… - odpowiedziała Malwina.
- No dokładnie kazali się mi ubierać i zawlekli do ciebie. –
dodała Ola.
- Nawet tłumaczenie, że jesteśmy już umówieni pod szkołą nic
nie dało. – oznajmił Dawid.
- I tak wszyscy spotkaliśmy się pod twoją klatką –
dopowiedziała Kasia.
- Ym, czyli wy też nie wiecie o co chodzi. Bo mi babcia nie
pozwoliła wyjść się z wami spotkać, a teraz jesteście u mnie. Jestem skołowany.
- No właś …
- Maaaariusz do salonu z całą resztą – przerwała Dawidowi
moja babcia, a my posłusznie się jej posłuchaliśmy. Weszliśmy do salonu gdzie
siedzieli wszyscy dorośli, cała dziesiątka. Rodzice całej czwórki i moi
dziadkowie.
- Dobra o co w tym chodzi? – zapytał Dawid już chyba lekko
zdenerwowany.
- A o waszą głupotę. – skwitowała dobitnie matka Malwiny.
- Mamo … - powiedziała pouczająco Malwina.
- Ale taka prawda. – dodał ojciec Dawida.
- A może bez idiotycznych kłótni byśmy im to wyjaśnili zanim
to się stanie. – stwierdził z politowaniem mój dziadek.
- Em, co się stanie i o co tu chodzi? – Zapytałem.
- Wpierw należy was opierniczyć o nie powiedzenie co się u
was dzieje co rano. Po dru…
- Skąd o tym wiecie! – Krzyknął Dawid
- Nie przerywaj mi! – krzyknął mój dziadek – Po drugie –
wtedy dziadek wyciągnął przed siebie dłoń i ułożył jak jakby trzymał jakąś
kule, by po chwili nad jego ręką ta kula zaczęła się tworzyć z wody. Nasze
szczęki opadły o całe trzy piętra w dół i zaczęły się przekopywać do piwnicy.
Nie rozumieliśmy kompletnie nic, ale było to ekstra. Wtedy mój dziadek odezwał
się po raz kolejny, tym razem nie do nas.
- No pokarzcie im – i wtedy reszta dorosłych zrobiła ten sam
gest co mój dziadek. I wtedy zaczęliśmy rozumieć. U rodziców Oli nad rękami
płonęły ogniste kule, nad rękami rodziców Kaśki unosiły się kule ziemi. U
rodziców Dawida na rękach szalały dwa miniaturowe tornada. A rodzice Malwiny
trzymali w rękach świecące i strzelające niekiedy piorunami kule
elektryczności.
- A więc? – zapytałem jakby nic się właśnie nie stało.
- A tak, ekhm … no cóż jesteśmy pięcioma rodzinami z Europy
które posiadają moce. Moce żywiołów. Zadanie jest proste utrzymać porządek w
Europie a w razie czego na całym świecie wraz z dwudziestoma innymi rodzinami, po
pięć na każdy kontynent. Ale o tym kiedy indziej.
- Zaraz, zaraz a co z Kamilem? (moim bratem) – zapytałem
- Moce przechodzą tylko na pierwsze dziecko. A Kamil mimo
wszystko urodził się o 5 minut później.
- Co? – potem był tylko trzask drzwi a samego Kamila nie
było w domu.
- Ide za nim. – już chciałem wybiec gdy mój dziadek mnie
zatrzymał i stwierdził, że mi nie wolno, a sam udał się w pościg.
- Okeej czemu ja nie mogę? – zapytałem babci.
- Nie ma sensu już wam tego tłumaczyć bo jest prawie
piętnasta. Za chwile sami się przekonacie.
Równo o piętnastej z całej naszej piątki zaczęło coś
ulatywać ku górze, a była to nasza skóra, która odrywała się od ciała i
rozpływała w powietrzu. Nie było przy tym bólu, ale był strach. Spojrzeliśmy po
sobie i okazało się że ciało każdego z nas zbudowane jest z żywiołu należącego
do jego rodziny. W tym momencie wrócił mój dziadek wraz z Kamilem, który
wchodząc do salonu bardzo się zdziwił. Podszedł do mnie i mruknął czy to ja.
Odpowiedziałem, że tak i spytałem czy jest okej, dotykając wtedy jego ramienia.
I stało się coś czego nikt nie podejrzewał, z Kamilem działo się to samo co z
naszą piątką przed chwilą. On także zamienił się jak ja w wodną wersje siebie
samego. Rodzice byli zdziwieni nie mniej niż my.
- No tak, jesteście pierwszymi bliźniakami w rodzinach mocy.
Tego nikt się nie spodziewał. Będziemy musieli sprawdzić co z wami dalej
począć. – Skwitował mój dziadek. – Ale na razie wszyscy zostajecie tu.
Dziewczyny będą spać u Kamila w pokoju a chłopacy u Mariusza. To minie za
tydzień. Do tego czasu macie wolne od szkoły. W ten sposób przez tydzień
siedzieliśmy w domu całą szóstką. Mój brat momentalnie wpasował się w
towarzystwo, od znajomych z klasy dostawaliśmy zadania ze szkoły i skany
notatek, a brat dostawał notatki od swojej klasy, bo chodził on do klasy o
innym profilu, my chodziliśmy do biologicznej podczas gdy on do
matematyczno-językowej. Ucząc się z nami mój brat zaczął sobie lepiej radzić,
chyba nasze towarzystwo dobrze na niego działało.
Tak w
miłej atmosferze cały tydzień minął nam w mgnieniu oka i nadeszła niedziela, po
której w końcu mieliśmy iść do szkoły. Nie to, że jako najlepsi uczniowie za
nią tęskniliśmy, jednak zaczynało nas nudzić ciągłe siedzenie w domu. Tego dnia
obudziłem się około szóstej rano, stwierdzając, że moja ręka znowu ma skórę i
wyglądam normalnie, przez to obudziłem wszystkich, a ci byli równie zadowoleni
co ja. Potem pobiegliśmy obudzić dziewczyny, które także się na tę wieść
ucieszyły. W ten sposób po tygodniu rozstaliśmy się by kolejnego dnia spotkać
się w szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz