Strony

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 1: Początek - część 1



B
ył rok 2008, miałem jeszcze trzynaście lat ale w lipcu miałem skończyć czternaście, mieszkałem w stolicy małego lecz bogatego (dzięki nowoczesnym technologiom i wielu wynalazkom) państwa Dengen, znajdującego się na dawnej szwedzkiej wyspie Gotlandii. Uczęszczałem wtedy do jednego z lepszych gimnazjów w mieście. Sam należałem do grupy najlepszych uczniów, była nas (łącznie ze mną) piątka. Byliśmy też najlepszymi przyjaciółmi jeszcze z przed czasów szkoły. Byli to: Dawid, Malwina, Kasia, Ola no i Ja, a nazywam się Mariusz.
                Stało się to tuż po sylwestrze, pierwszego stycznia, wstałem około godziny dziewiątej bo poprzedniego dnia położyłem się późno. Pokój wyglądał prawie tak jak codziennie, czekoladowe ściany, jasne dębowe panele na podłodze. Łóżko stało na ścianie na prawo od wejścia. Na ścianie naprzeciw znajdowała się meblościanka zajmująca całą ścianę, składająca się od prawej z: szafy, safki telewizyjnej i wiszącej nad nią półką, witryny i komody. Na ścianie z drzwiami znajdowało się biurko a nad nim półka pełna mang[1]. Naprzeciw ściany z drzwiami znajdowała się ściana  z wielkim oknem które zajmowało jej prawie całą powierzchnię. Na parapecie okiennym trzymałem całe mnóstwo roślin, głownie kaktusów i Sansewierii. Na szafce telewizyjnej oczywiście płaski trzydziesto-dwu calowy telewizor i playstation 3. W witrynie trzymałem różne figurki wystawowe, kolekcjonerskie auta, a na komodzie zestaw ramek na zdjęcia z rodziną i przyjaciółmi. Tak zazwyczaj prezentował się mój pokój, ale nie tego dnia. Dzisiaj dodatkowo panele ozdobiła kilkucentymetrowa warstwa wody. Pomyślałem że pękła jakaś rura, coś się wylało, poinformowałem babcie i poszedłem po mopa aby wytrzeć wodę. Po skończonej robocie byłem umówiony na dwór, w sumie byłem już spóźniony przez te sprzątanie. Szybko wybiegłem z domu i ruszyłem w stronę szkolnego boiska, gdzie mieliśmy się spotkać całą paczką.
                Po krótkiej chwili dobiegłem do budynku szkolnego był to wybudowany w nowoczesnym stylu dwupiętrowy[2] obiekt koloru jasnożółtego. Moi znajomi już na mnie czekali więc przeszedłem przez bramę w płocie otaczającym teren szkoły znajdującą się po lewej stronie budynku. Przeszedłem wzdłuż murów szkoły, minąłem znajdującą się za głównym budynkiem i połączoną z nim tunelem salę gimnastyczną utrzymaną w tym samym stylu co główny budynek, sala miała wysokość dwóch pięter i posiadała ogromne okna od podłogi po sam sufit. Okna były od wewnątrz chronione drobną siatką zrobioną ze splątanych nici która odbierała energię od pędzących piłek chroniąc okna od zbicia. Za budynkiem sali rozciągało się ogromne boisko szkolne z bieżnią, miejscem do skoków w dal i pełnowymiarowymi boiskami do piłki nożnej, siatkówki i kosza. Przed częścią sportową znajdowała się też część odpoczynkowa z ławkami, stolikami i ścieżkami do chodzenia pomiędzy trawnikami. Tam czekała już na mnie moja grupka. Jeszcze zanim do nich podszedłem wydawali mi się dziwni, jak nigdy milczeli, nie śmiali się. To było do nich zupełnie niepodobne. Przyśpieszyłem kroku i po chwili byłem tuż koło nich, stwierdziłem że nie będę jak oni siedział w ciszy więc zacząłem:
-No cześć wszystkim, co wy tacy cisi?
-No Hej – odpowiedzieli chórkiem
-A tak sobie siedzimy i czekamy, po co zaczynać rozmowę jak wszystkich nie ma odpowiedział Dawid
-A właśnie sorki za spóźnienie ale coś mi się chyba z rurą w domu stało, miałem cały pokój zalany, z resztą od kiedy czekacie na rozmowę aż wszyscy się zbiorą? stwierdziłem fakt
-Miałeś zalany pokój? A reszta domu? zaczęła dociekać Ola, przy okazji zmieniając temat
-No tak, w sumie ta woda nie bardzo chciała, że tak powiem, opuścić mojego pokoju – moja własna odpowiedź zastanowiła mnie trochę, czemu ta woda nie zalała reszty domu dobra dajmy spokój mojemu pokojowi, mówcie co u was? dodałem po chwili.
-A właśnie tak przy okazji, możemy pogadać na osobności zapytał mnie Dawid, jako że nie miałem przeciwskazań przeszliśmy trochę na bok od reszty przyjaciół, wtedy on zaczął rozmowę Słuchaj nie tylko u ciebie działo się coś dziwnego, to zabrzmi idiotycznie ale u mnie w pokoju szalała niezła wichura, a sam wiesz, że na dworze było spokojnie, poza tym jest zima miałem zamknięte okna, nie wiem co się dzieje ale wątpię że to przypadek, tu dzieje się coś naprawdę dziwnego. jego wyznanie odebrało mi mowę, nie co dzień słyszy się o takich wydarzeniach. U mnie była to jedynie woda która nie opuszczała mojego pokoju ale u Dawida sprawa była dziwniejsza.
-Słuchaj, nie mówmy na razie reszcie, może to był zbieg okoliczności albo jakiś dziwny kawał. stwierdziłem po chwili namysłu, po czym wróciliśmy do reszty. Zaczęliśmy normalnie gadać, potem połaziliśmy po osiedlu i w końcu na obiad rozeszliśmy się do domów. Wchodząc do domu natknąłem się na mojego brata który wyglądał dokładnie jak ja. Zielone oczy, blond włosy, no jego były krótsze bo sięgały do końcówek uszu a moje do ramion. Zawsze próbował być taki jak ja, jednak szło mu gorzej, ale zawsze znajdował u mnie wsparcie i chętnie mu pomagałem, jak sam stwierdził byłem dla niego najlepszym przyjacielem. Przywitałem się z nim krótko i poszedłem do pokoju. Jako, że ferie trwały do czwartego stycznia a był to piątek więc do szkoły wracaliśmy dopiero siódmego stycznia - w poniedziałek – dzięki czemu mogłem poleniuchować przed komputerem i telewizją. Po całym dniu lenistwa poszedłem się umyć, przebrać w pidżamę (bokserki i koszulka) i około północy położyć się spać. Gdy się obudziłem powtórzyła się sytuacja z dnia poprzedniego, powieliłem zeszło-dniowy schemat i udałem się na spotkanie ze znajomymi. Jak się okazało u Dawida też powtórzyła się sytuacja z dnia wcześniej, ale nadal udawaliśmy, że wszystko jest w porządku przed resztą znajomych. Po powrocie do domu zadzwoniła moja komórka, a na wyświetlaczu zauważyłem zdjęcie dzwoniącego i pod spodem napis głoszący: Malwina dzwoni. Bez chwili namysłu odebrałem witając się krótkim Hej i pytając czy coś się stało.
-Nie nic takiego. – usłyszałem w odpowiedzi.
-Czyli jednak coś? spytałem.
-Czy możemy się spotkać za chwilę? dodała po chwili namysłu.
-Tak pewnie, zaraz po ciebie wpadnę. odpowiedziałem i po chwili się rozłączyłem.
Od razu udałem się do Malwiny, zwłaszcza że mieszkaliśmy tylko dwie ulice od siebie. Zadzwoniłem domofonem i zostałem wpuszczony na klatkę, od razu udałem się na pierwsze piętro gdzie znajdowało się mieszkanie Malwiny. Zostałem wpuszczony do środka, zdjąłem buty i od razu udałem się do jej pokoju, który znajdował się od razu na lewo od wejścia do mieszkania.
-Więc? zacząłem, już podejrzewając o co może chodzić.
-Ymm… - Usłyszałem jako odpowiedź.
-Eh, serio po tylu sekretach ile sobie powiedzieliśmy nadal masz problem z powiedzeniem mi czegokolwiek? Coś ma mnie jeszcze zdziwić? Powiedziałem zgodnie z prawdą, byliśmy jak brat i siostra, mimo iż wszyscy znaliśmy sekrety każdego z piątki, to każdy z nas miał jakąś osobę która dowiadywała się pierwsza, a także znała te największe sekrety których inni nie mieli okazji usłyszeć. Dla mnie taką osobą była Malwina i ze wzajemnością.
-No bo, to jest bardzo dziwne. – powiedziała z większym przekonaniem.
-Taak, gdybyś wiedziała co mi się ostatnio przytrafia, to byś uznała za dziwne.
-A co takiego? – zapytała
-O nie, nie, nie. Ty pierwsza.
-Dobra, dobra. Pioruny.
-He? – zareagowałem w iście inteligentny sposób – Jakie pioruny? Co? Nie rozumiem…
-Pioruny mi w pokoju strzelają co rano. Odpowiedziała, przeanalizowałem jej odpowiedź orientując się dopiero po 20 sekundach, że dzieje się u niej to samo co u Dawida i u mnie, tyle że u Malwiny pojawiają się pioruny. Nie wyglądasz na zdziwionego dodała po chwili mojego braku reakcji.
-A tak, bo w sumie moje „dziwactwo” niewiele się różni, ja codziennie mam wodę w pokoju, jakieś 10cm wody która przy otwartych drzwiach z tego pokoju nie wylatuje, a do tego u Dawida każdego poranka jakieś wichury w pokoju wieją przy zamkniętych oknach.
-Czyli u Dawida też jest coś nie tak? zapytała a w sumie wykrzyczała. A ja zorientowałem się, że chyba nie powinienem był bez jego zgody tego mówić.
-No tak. – to jedyna odpowiedź na jaką było mnie stać. Chwile potem ubierałem już buty i ciągnięty przez Malwinę szedłem, a prawie że biegłem do domu Dawida, który z resztą mieszkał klatkę obok mojej. Oczywiście był w domu, nawet nas wpuścił. Gdy tylko przekroczyliśmy próg odezwała się Malwina.
-Też coś się u ciebie dzieje. Dawid zrobił minę mówiącą czy ona jest wariatką. Ja tylko rzuciłem mu przepraszające spojrzenie.
-Sorry powiedziałem jej, ale u niej też się coś dzieje. Dawid tylko pomachał twierdząco głową i wzruszył ramionami. Następnie zaprosił nas do pokoju i tam wszystko sobie wyjaśniliśmy. Uznaliśmy także, że należy powiedzieć reszcie i albo z nimi będzie to samo, albo nas wyśmieją. Tak też zrobiliśmy, zadzwoniliśmy po pozostałą dwójkę, która zaraz zjawiła się u Dawida. Wszystko im powiedzieliśmy, oczywiście zaraz po tym jak na samym początku wtrącili nam się w rozmowę i stwierdzili że u nich też się coś takiego dzieje. I tak u Oli płonęły ściany, ale po wszystkim nie było nawet śladu po pożarze, a u Kaśki cała podłoga była w ziemi. Po tych opowieściach udaliśmy się do domów. Jako że było późno położyłem się spać.
                Minęły trzy dni, więc nadszedł Szósty stycznia - ostatni dzień ferii. Wstałem jak zwykle o ósmej, a ze znajomymi umówiony byłem jak co dzień na dziesiątą pod szkołą. Wziąłem szybki prysznic, zjadłem śniadanie, a następnie poszedłem umyć zęby. Nie lubiłem jeść śniadania z tym posmakiem pasty w ustach. Gdy się ogarnąłem było już w pół do dziesiątej, więc ubrałem się w zimową kurtkę i gdy zakładałem buty odezwała się babcia z którą mieszkałem, bo moja matka pracowała za granicą.
- A ty gdzie się wybierasz? – zapytała starsza.
- No jak codziennie, ze znajomymi.
- Wątpię, że dzisiaj wyjdą i ty też.
- No ale jak to … w ogóle skąd wiesz, że nie wyjdą? – zapytałem już lekko zirytowany ale i ciekawy stwierdzeniem babci.
- Ja wiem co mówię, a ty się rozbieraj nigdzie nie idziesz, poczekaj w pokoju.
- Ale na co? – zapytałem już całkowicie zdezorientowany.
- Jesteście tacy niemądrzy – stwierdziła – no już do pokoju! – dodała po chwili.
Jak kazała tak zrobiłem, rozebrałem się i udałem do pokoju. Włączyłem komputer i wszedłem na „Handlooka” czyli najpopularniejszy portal społecznościowy, od razu spojrzałem na czat, ale nie było na nim żadnego z moich przyjaciół, tylko kilkoro znajomych z klasy. Przez około dwie godziny grałem w jakieś gry, gdy parę minut po dwunastej zadzwonił domofon, moja babcia odebrała i kogoś wpuściła. Dojście na trzecie piętro gościowi trochę zajęło, ale po chwili w korytarzu dało się słyszeć wiele głosów, czyli było kilku, a nie jeden gość. Nawet te głosy rozpoznałem, i gdy już zerwałem się aby wyjść z pokoju, w tym samym czasie się one otworzyły a w progu stała cała czwórka moich przyjaciół.
- Co wy tu robicie? – spytałem po raz kolejny tego dnia zdezorientowany.
- Pytaj naszych rodziców… - odpowiedziała Malwina.
- No dokładnie kazali się mi ubierać i zawlekli do ciebie. – dodała Ola.
- Nawet tłumaczenie, że jesteśmy już umówieni pod szkołą nic nie dało. – oznajmił Dawid.
- I tak wszyscy spotkaliśmy się pod twoją klatką – dopowiedziała Kasia.
- Ym, czyli wy też nie wiecie o co chodzi. Bo mi babcia nie pozwoliła wyjść się z wami spotkać, a teraz jesteście u mnie. Jestem skołowany.
- No właś …
- Maaaariusz do salonu z całą resztą – przerwała Dawidowi moja babcia, a my posłusznie się jej posłuchaliśmy. Weszliśmy do salonu gdzie siedzieli wszyscy dorośli, cała dziesiątka. Rodzice całej czwórki i moi dziadkowie.
- Dobra o co w tym chodzi? – zapytał Dawid już chyba lekko zdenerwowany.
- A o waszą głupotę. – skwitowała dobitnie matka Malwiny.
- Mamo … - powiedziała pouczająco Malwina.
- Ale taka prawda. – dodał ojciec Dawida.
- A może bez idiotycznych kłótni byśmy im to wyjaśnili zanim to się stanie. – stwierdził z politowaniem mój dziadek.
- Em, co się stanie i o co tu chodzi? – Zapytałem.
- Wpierw należy was opierniczyć o nie powiedzenie co się u was dzieje co rano. Po dru…
- Skąd o tym wiecie! – Krzyknął Dawid
- Nie przerywaj mi! – krzyknął mój dziadek – Po drugie – wtedy dziadek wyciągnął przed siebie dłoń i ułożył jak jakby trzymał jakąś kule, by po chwili nad jego ręką ta kula zaczęła się tworzyć z wody. Nasze szczęki opadły o całe trzy piętra w dół i zaczęły się przekopywać do piwnicy. Nie rozumieliśmy kompletnie nic, ale było to ekstra. Wtedy mój dziadek odezwał się po raz kolejny, tym razem nie do nas.
- No pokarzcie im – i wtedy reszta dorosłych zrobiła ten sam gest co mój dziadek. I wtedy zaczęliśmy rozumieć. U rodziców Oli nad rękami płonęły ogniste kule, nad rękami rodziców Kaśki unosiły się kule ziemi. U rodziców Dawida na rękach szalały dwa miniaturowe tornada. A rodzice Malwiny trzymali w rękach świecące i strzelające niekiedy piorunami kule elektryczności.
- A więc? – zapytałem jakby nic się właśnie nie stało.
- A tak, ekhm … no cóż jesteśmy pięcioma rodzinami z Europy które posiadają moce. Moce żywiołów. Zadanie jest proste utrzymać porządek w Europie a w razie czego na całym świecie wraz z dwudziestoma innymi rodzinami, po pięć na każdy kontynent. Ale o tym kiedy indziej.
- Zaraz, zaraz a co z Kamilem? (moim bratem) – zapytałem
- Moce przechodzą tylko na pierwsze dziecko. A Kamil mimo wszystko urodził się o 5 minut później.
- Co? – potem był tylko trzask drzwi a samego Kamila nie było w domu.
- Ide za nim. – już chciałem wybiec gdy mój dziadek mnie zatrzymał i stwierdził, że mi nie wolno, a sam udał się w pościg.
- Okeej czemu ja nie mogę? – zapytałem babci.
- Nie ma sensu już wam tego tłumaczyć bo jest prawie piętnasta. Za chwile sami się przekonacie.
Równo o piętnastej z całej naszej piątki zaczęło coś ulatywać ku górze, a była to nasza skóra, która odrywała się od ciała i rozpływała w powietrzu. Nie było przy tym bólu, ale był strach. Spojrzeliśmy po sobie i okazało się że ciało każdego z nas zbudowane jest z żywiołu należącego do jego rodziny. W tym momencie wrócił mój dziadek wraz z Kamilem, który wchodząc do salonu bardzo się zdziwił. Podszedł do mnie i mruknął czy to ja. Odpowiedziałem, że tak i spytałem czy jest okej, dotykając wtedy jego ramienia. I stało się coś czego nikt nie podejrzewał, z Kamilem działo się to samo co z naszą piątką przed chwilą. On także zamienił się jak ja w wodną wersje siebie samego. Rodzice byli zdziwieni nie mniej niż my.
- No tak, jesteście pierwszymi bliźniakami w rodzinach mocy. Tego nikt się nie spodziewał. Będziemy musieli sprawdzić co z wami dalej począć. – Skwitował mój dziadek. – Ale na razie wszyscy zostajecie tu. Dziewczyny będą spać u Kamila w pokoju a chłopacy u Mariusza. To minie za tydzień. Do tego czasu macie wolne od szkoły. W ten sposób przez tydzień siedzieliśmy w domu całą szóstką. Mój brat momentalnie wpasował się w towarzystwo, od znajomych z klasy dostawaliśmy zadania ze szkoły i skany notatek, a brat dostawał notatki od swojej klasy, bo chodził on do klasy o innym profilu, my chodziliśmy do biologicznej podczas gdy on do matematyczno-językowej. Ucząc się z nami mój brat zaczął sobie lepiej radzić, chyba nasze towarzystwo dobrze na niego działało.
                Tak w miłej atmosferze cały tydzień minął nam w mgnieniu oka i nadeszła niedziela, po której w końcu mieliśmy iść do szkoły. Nie to, że jako najlepsi uczniowie za nią tęskniliśmy, jednak zaczynało nas nudzić ciągłe siedzenie w domu. Tego dnia obudziłem się około szóstej rano, stwierdzając, że moja ręka znowu ma skórę i wyglądam normalnie, przez to obudziłem wszystkich, a ci byli równie zadowoleni co ja. Potem pobiegliśmy obudzić dziewczyny, które także się na tę wieść ucieszyły. W ten sposób po tygodniu rozstaliśmy się by kolejnego dnia spotkać się w szkole.


[1] Manga – Poza Japonią oznacza japoński komiks
[2] Dwupiętrowy - parter, pierwsze i drugie piętro (czyli 3 kondygnacje)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy