Nadszedł październik znów zaczęło robić się zimno. Coraz częściej pojawiały się deszcze, słońce chowało się za chmurami, a my siedzieliśmy w bazie odrabiając lekcje ucząc się lub pełniąc zwyczajne domowe obowiązki. Gdzieś w środku miesiąca gdy siedziałem nad jakimś przedmiotem przypominając sobie jedynie ostatnią lekcję usłyszałem dudnienie, po paru minutach powtórzyło się, ale trochę silniej, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Za każdym razem było głośniejsze i silniejsze. Na początku pomyślałem, że coś się dzieje na powierzchni. Po jakiejś minucie od ostatniego wstrząsu w bazie zgasło światło, potem zapaliły się czerwone światła awaryjne. Poszedłem z jadalni w której się uczyłem do sali głównej, reszta zrobiła to samo i spotkaliśmy się na korytarzu. Weszliśmy do pomieszczenia, było w nim równie czerwono co w reszcie kompleksu. Starsza część mieszkańców bazy siedziała przy komputerze i dyskutowała. Jedyne co zdołaliśmy z tej rozmowy wychwycić to: reaktor i awaria. Okazało się bowiem, że nasza baza ma osobne źródła zasilania, to które teraz dostarczało śladowe ilości oświetlenia i moc dla komputera to zasilanie pochodzące z baterii i starczy go na jeden dzień. Potem się wyłączy i nie dość, że będzie ciemno to przestaną działać filtry dzięki którym dwutlenek węgla był zmieniany na tlen i węgiel i w bazie cały czas było świeże powietrze bez potrzeby pobierania go z zewnątrz, dzięki czemu było to bardzo sterylne miejsce. Dowiedzieliśmy się także, iż głównym zasilaniem są trzy reaktory termojądrowe które wystarczyłyby do zasilenia domów w całej Polsce. Jeden z tych reaktorów jest odpowiedzialny za ładowanie baterii zasilania awaryjnego. Pozostałe dwa dostarczają energii do bazy ( jeden z nich na oświetlenie elektryczność itp. a drugi na zabezpieczenia i zasilanie wind plazmatycznych). Niestety wszystkie te trzy reaktory wybuchły i trzeba je odbudować. Niestety miało to zająć trzy dni, a więc musieliśmy sobie znaleźć miejsce do mieszkania. Uznaliśmy, że mamy wystarczająco pieniędzy by udać się do hotelu i tak też zrobiliśmy, najbliższe trzy dni spędziliśmy w hotelu. Na szczęście udało się odbudować zniszczone reaktory i ulepszyć je tak aby tak poważna awaria więcej się nie zdarzyła. Długi czas nie mieliśmy żadnych treningów, martwiło to nas bo wciąż byliśmy na bardzo niskim poziomie. Postanowiliśmy spytać się o nasze kształcenie nadprzyrodzone, zostałem wysłany jako przedstawiciel całej piątki. Gdy spytałem się o sytuację związaną z treningami otrzymałem odpowiedź, że następne treningi po ukończeniu 17 lat. Była to w takiej samej mierze zła jak i dobra wiadomość, bo mogliśmy się skupić na nauce i ukończeniu szkoły, ale żal było tego iż nic się nowego nie nauczymy przez tak długi okres czasu. Czasem sami robiliśmy sobie treningi, ale były to tylko ćwiczenia tego co już umiemy. Pod koniec Listopada poszliśmy potrenować trwało to kilka godzin, pod koniec stwierdziliśmy, że sprawdzimy co możemy zrobić z naszymi mocami. Zabawa był niezła, zamieniliśmy całą salę treningową w las z zamarzniętym jeziorem, obok którego płonęło ognisko pod zadaszoną altanką. Dzięki żywiołowi pary stworzyliśmy chmury, a elektrycznością je naładowaliśmy i mieliśmy burzę z piorunami, a gdy para zaczęła się oziębiać zaczął padać sztuczny deszcz. Mieliśmy wspaniałą zabawę, czuliśmy się jakbyśmy byli na zewnątrz. Atmosfera była wspaniała, biegaliśmy śmialiśmy się, jak za czasów dzieciństwa. Niestety całą radość przerwała matka Kasi, która wbiegła do pomieszczenia krzycząc, że rodzina Kamila zaatakowała, oraz że zabili jego ojca, ale stracili babcię Malwiny. Radość natychmiast prysła, zwłaszcza, że w czasie gdy my się bawiliśmy nasze rodziny walczyły na powierzchni a babcia Malwiny konała na polu bitwy. Natychmiast wybiegliśmy na zewnątrz, Malwina cała zapłakana podbiegła do ciała, było ono prawie nienaruszone, jedyna anomalią były widoczne pod skórą żyły, były czarne, całkiem czarne, ciało wyglądało jakby skóra była popękana, lub opleciona czarnymi nićmi. Kawałek dalej leżało drugie ciało, należące do rodziny ciemności, tej złej, to leżał ojciec tego plugawego zabójcy, tak zabójcy bo to właśnie on uśmiercił te biedną starszą kobietę. Ale sprawiedliwość dosięgła kogoś mu najbliższego, najdroższego – jego ojca. Leżał na polu przebity czterema lodowymi soplami, a więc to z rąk kogoś z mojej rodziny i Dawida zginęło to nasienie zła. Tylko teraz co zrobić z tym okropnym człowiekiem, dosłownie po chwili dowiedzieliśmy się co, a mianowicie został spalony przez rodzinę Oli, spalony całkowicie, choć raz przysłuży się dobru i użyźni glebę. To był jego pierwszy i ostatni dobry uczynek, ostatni jakikolwiek uczynek, już więcej nic nie zrobi. I tak po Listopadzie nadszedł Grudzień i święta, święta nie wesołe i tragiczne pogrążone w żałobie Malwiny. Nie było szczęśliwie, to były najbardziej ponure święta w całym moim życiu i tak samo ponury nowy rok który przyszedł parę dni później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz