Strony

środa, 16 listopada 2011

Żywiołowi Nastolatkowie - Stara wersja [Rozdział 9]


Wróciliśmy z Egiptu i został nam jeszcze miesiąc wakacji. Nie miał to być tak spokojny miesiąc jak byśmy sobie tego życzyli. Powróciliśmy do naszej bazy, przez pierwszy tydzień było bardzo spokojnie, aż we wtorkowy dzień gdy przechadzaliśmy się po polanie zauważyliśmy, że jedno z drzew w nienormalnie szybki sposób zaczęło usychać. W końcu z tego wysuszenia przełamało swój dużych rozmiarów pień i runęło, łamiąc przy okazji dwa kolejne drzewa i dotknęło ziemi z ogromnym hukiem a po nim upadły te dwa które uszkodził. Rozejrzeliśmy się po okolicy i ujrzeliśmy lekkie fioletowe pulsujące połyskiwanie wewnątrz pobliskiego lasku. Postanowiliśmy tam pobiec, biegliśmy w kierunku źródła światła, im bliżej niego się znajdowaliśmy tym więcej drzew było powalonych i coraz więcej z nich usychało. Biegliśmy ze dwie minuty nim dotarliśmy do źródła tych błysków. W krótkich chwilach gdy te intensywne fioletowe światełko gasło dało się zauważyć sylwetkę człowieka. W pobliżu światła trawa była wyschnięta na wiór najbliższe drzewa też były całkiem suche. Im dłużej tam staliśmy tym bardziej rozszerzała się strefa wyschniętej trawy. Postanowiliśmy zadziałać, użyć jakiegoś ataku na tej osobie. Już miałem z Dawidem użyć połączenia żywiołów i zamknąć tę osobę w lodowej klatce, gdy z nieba spadł deszcz piorunów, z czego jeden raził osobnika. Okazało się, że nadlecieli nasi rodzice, w jednej chwili z nieba spadł mój pomysł czyli lodowa klatka która uwięziła przeciwnika, a ziemia pod jego stopami utworzyła się w kolce skierowane w jego stronę co spowodowało, że przerwał poprzednią czynność i był zmuszony stanąć w centrum swej celi. Podszedłem do klatki, złapałem jeden jej lodowy pręt i jako, że miałem jeden z żywiołów tworzących tę kombinację pozwoliłem sobie trochę te klatkę zmodyfikować. Spodobał mi się pomysł ziemnych kolców, przez co prętom w klatce dodałem ostre wystające kolce skierowane w stronę przeciwnika. Teraz miał całkowicie skrępowane ruchy, jeden jego ruch i kolec wbił by się w którąś z części jego ciała, dobrze zbudowanego ciała. Był bardzo muskularny i łysy, wyglądał jak typowy bandzior z ulicy. Na jego twarzy malował się przebiegły uśmieszek. Po chwili wylądowali obok nas rodzice, kazali nam się odsunąć mówiąc, że jest to człowiek groźniejszy niż na to wygląda. Mój dziadek podszedł bliżej niego, reszta dorosłych była w pogotowiu gotowa do ataku. Jedynie matka Kasi klęczała dotykając ziemi, po jakimś czasie Ziemia wokół klatki podniosła się i wzmocniła rogi klatki oraz jej dach. Mój dziadek „przywitał” więźnia słowami:
-Tym razem nam nie uciekniesz. – na co on odpowiedział
-Jeszcze się zdziwisz.
W tym momencie akcja potoczyła się błyskawicznie. Mężczyzna w klatce złapał jeden z ziemnych kolców i natychmiastowo przebił się przez klatkę, złapał mojego dziadka za szyję, skierował do niego słowa:
-I co … zdziwiony?
Puścił go i rzucił się do ucieczki. Początkowo z ogromną prędkością biegł unikając kul stworzonych z żywiołów nie tylko przez naszych rodziców ale i przez nas, a potem wzbił się w powietrze i poleciał. Nie wiedzieliśmy jakim sposobem się uwolnił, no my nie wiedzieliśmy rodzice już tak. Potem wyjaśnili całą sprawę i to co wydawało mi się złudzeniem okazało się prawdą. Był to człowiek którego rodzina powstała przez przypadek bardzo dawno temu w Atlantydzie. Było to miejsce majestatyczne, bogate i całkiem odcięte od reszty świata. Mieszkali tam tylko Bogowie którzy stworzyli ludzi, świat i wszystko co nas otacza. To oni dali dwudziestu pięciu rodzinom moce i to oni rozsiali ich po globie mówiąc, że mają one strzec porządku na świecie, niestety podczas tworzenia tych rodzin powstało kilka takich o których nawet Bogowie nie wiedzieli i te rodziny stały się złe. Jedną z tych rodzin był ród „Żniwiarza” bo tak nazywał się ten złoczyńca. Miał on moc tak jak my, a była to moc pierwiastków. Mógł on wyssać każdy pierwiastek (ale jedynie z gleby) i pokryć nim siebie. Dlatego wydawało mi się, że gdy biegł to połyskiwał srebrnym blaskiem, musiał pokryć się żelazem które wyssał z ziemnego kolca. Na szczęście nie stało się nic poważnego a skutki jego ataku usunęliśmy tego samego dnia. Połączyliśmy żywioły ziemi i wody tworząc drzewa i sadząc je a te uschnięte przetransportowaliśmy na jedną kupkę i spaliliśmy. I tak w ostatnim miesiącu wakacji poznaliśmy nowego wroga z którym przyjdzie nam się jeszcze nie raz zmierzyć. Na szczęście w sierpniu nie mieliśmy już więcej żadnych groźnych sytuacji, poza tą gdy w ostatnim tygodniu gdy postanowiliśmy zrobić sobie ognisko Ola przez przypadek zamiast podpalić drewno podpaliła Malwinę, na szczęście szybko zareagowałem i ją ugasiłem i nic poważnego się nie stało. Potem nadszedł Wrzesień i początek ostatniego roku nauki Gimnazjum. Musieliśmy się postarać i znów godzić ciężką pracę w szkole z treningami i walkami. Już w pierwszym miesiącu mocno nas przycisnęli, pierwszy miesiąc i pięć sprawdzianów. Zaczął się ciężki rok, testy gimnazjalne i jeszcze te moce, musieliśmy wszystko ze sobą pogodzić i jeszcze utrzymać swoje doskonałe średnie. Ale przynajmniej w szkole nie pokazywał się ten zdrajca Kamil, po szkole chodziły plotki że się przeprowadził ale my znaliśmy prawdę. Dołączył do świata zła, do swojej rodziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy