Strony

piątek, 23 września 2011

Żywiołowi Nastolatkowie - Stara wersja [Rozdział 6]

Wakacje minęły spokojnie, za dwa dni miało być rozpoczęcie roku, a my mieliśmy jutro zacząć trenować. Nie mogłem się doczekać, ale przerażała mnie myśl, że już na początku roku będę miał nieobecności. Bałem się też tych zaległości, chciałem w tym roku skończy szkołę z czerwonym paskiem, ale po takim opuszczaniu szkoły mi się to nie uda. To chyba będzie pierwszy raz w całej mojej edukacji gdy dostane świadectwo bez paska. No ale czego nie robi się dla ratowania ludzkości (i własnego tyłka). Czekała nas ciężka praca.
-Musze się skupić. – pomyślałem
         Następnego dnia czekał nas pierwszy trening. Mieliśmy być w bazie o 800 rano, zaspałem wstałem o 755 , a moje poranne przygotowania do pokazania się światu trwają po półtorej godziny. Musiałem ominąć kilka z codziennych czynności bez których mogłem pójść na trening. W rezultacie jedynie nie wziąłem prysznica w końcu i tak się ubrudzę na treningu. Oczywiście się spóźniłem byłem na miejscu pół godziny później niż powinienem. Jedyne z czym się spotkałem po wejściu do bazy to śmiech, moje włosy do ramion były teraz w nieładzie, całe przetłuszczone, wyglądałem okropnie, przez ten pośpiech się nie uczesałem i nie umyłem głowy. Już chciałem wrócić i zrobić ze sobą porządek ale zatrzymała mnie babcia mówiąc, że i tak wystarczająco długo na mnie czekali. Uczesałem włosy rękoma i jakoś one wyglądały poszedłem na trening. Mieliśmy trenować w głównym pomieszczeniu. Zdziwiło mnie to, przecież mogliśmy wtedy zniszczyć ten główny komputer. Ale moje zdziwienie zostało rozwiane przez fascynację tym co mamy trenować, a mianowicie latanie. Trening nie wymagał niczego innego jak czynności której nienawidziliśmy najbardziej na świecie, siedzenie i nie ruszanie się. To był najbardziej męczący trening ze wszystkich, samo siedzenie i powtarzanie w myślach „Latam, latam” i tak w kółko przez godzinę, potem godzinna przerwa, podczas której wychodziliśmy połazić po polanie, a potem kolejna godzinna sesja siedzenia. Po trzech takich sesjach mieliśmy dość marzyliśmy o tym żeby skończyć ten nużący trening i iść spać, bo  w taki senny nastrój wprawiał nas ten trening. Okazało się że będą one tylko w weekendy więc jednak miałem szansę na pasek. Dni mijały Powoli po miesiącu treningów umieliśmy już na troszkę wzbić się ponad ziemię na krótki czas. W szkole wszystko szło świetnie pierwsze sprawdziany i pierwsze piątki na koncie. Klasowa reprezentacja siatkówki w której grali Dawid, Kasia, Malwina, Ja i jeszcze dwie osoby z naszej klasy zdobyła drugie miejsce we wrześniu. Kasia jako nasz kapitan była świetna, ona i ja byliśmy najlepszymi graczami. A cała nasza piątka była najlepszymi uczniami w szkole. Zawsze zdobywaliśmy same piątki, i byliśmy świetnymi sportowcami, teraz wiadome jest dlaczego, w końcu nie jesteśmy zwyczajnymi ludźmi. Nasze treningi latania trwały do listopada, pod koniec wszyscy umieli już latać, teraz wystarczyło nam stanięcie w rozkroku i z lekko odchylonymi od ciała rękoma i pomyślenie o lataniu. Skręcanie było łatwe wystarczyło przechylić głowę w lewo lub prawo tak samo żeby się wznieść lub opaść (głowa w górę lub w dół), można było zawisnąć w powietrzu myśląc „stop” potem znów lecieć myśląc „leć” a żeby wylądować wystarczyło skierować się w dół dotknąć nogami podłoża i pomyśleć „ląduje”. Latanie mieliśmy perfekcyjnie opanowane. A podczas gdy my w tygodniu siedzieliśmy w szkole nasi rodzice walczyli ze stworami atakującymi nasze miasto. W szkole ciągle w głowie kłębiły mi się myśli, że ja siedzę w szkole a gdzieś tam moją rodzinę może w tym momencie zabijać jakiś stwór czy robot. Myśli te zaprzątały mą głowę ale nie przeszkadzało mi to w nauce, miałem doskonałą podzielność uwagi. Mogłem robić naraz mnóstwo rzeczy, a także wiele analizować. Od ostatniego czasu rzadko wychodziliśmy na dwór pochodzić pogadać, spotykaliśmy się tylko w szkole bo od treningów mieliśmy wolne. Dużo czasu spędzało się na nauce bo w drugiej klasie było jej mnóstwo, a potem człowiekowi już nic się nie chciało. Zresztą chodzenie po mrozie w środku grudnia. 
-Niedługo święta i wolne wtedy się spotkamy. – pomyślałem
I tak było podczas przerwy świątecznej wychodziliśmy codziennie nie licząc samych świąt, które i tak spędziliśmy razem w naszej bazie. Cała sala główna była ozdobiona świątecznie na środku stała wielka choinka. Prawie cały czas siedzieliśmy w bazie. Jedliśmy w bazowej jadalni. Prezenty rozdali rodzice, w tym roku wszyscy dostali o wiele więcej prezentów. Jednym z nich był strój dla każdego. A w zasadzie zestaw strojów. Na zimę dla dziewczyn płaszcze z wyszytym na prawej piersi żywiołem i w jego kolorze, dla chłopaków cienko wyglądające krótki ale bardzo ciepłe ze śliskiego materiału także w kolorze żywiołu i z wyszytym symbolem na prawej piersi. Na ciepłe dni mieliśmy długie spodnie oczywiście w kolorze żywiołu i dla dziewczyn tunika z symbolem a dla chłopaków zwykły t-shirt z symbolem. Reszta prezentów to były słodycze, pieniądze normalne ubrania na co dzień gry i tym podobne. Po świętach nadszedł sylwester i huczna zabawa, było to kolejne „święto” które spędziliśmy w bazie, były w niej zamontowane wyrzutnie rakiet ale w ten jeden dzień roku posłużyły jako wyrzutnie fajerwerków. Kupiliśmy najlepsze jakie znaleźliśmy, wszystkie wystrzelali nasi rodzice my podziwialiśmy te piękne świetliste wybuchy z polany. Były one cudowne wiele kolorów i kształtów. Ostatni fajerwerk był zrobiony przez naszych rodziców był to znak naszych rodzin. Czyli symbole żywiołów zamknięte w bańkach o one w jednej większej bańce. Tak przywitaliśmy nowy rok. Po powrocie z wolnego mieliśmy zapowiedziany sprawdzian z chemii wszyscy napisaliśmy go na piątkę. Życie na powrót przybrało swój szarawy kolor i całe te nasze moce i treningi wydawały się snem. Dnie mijały powoli codzienne przeprawy przez półmetrowe zaspy śniegu dawały się we znaki, ale była też pozytywna strona, wzmacniało to mięśnie nóg. Styczeń dobiegał końca, a w naszym życiu przez ten czas nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Co innego nasi rodzice, którzy cały czas walczyli z naszymi wrogami, ale my musieliśmy tkwić w szkole. No ale w końcu z ratowania świata nie utrzyma się w przyszłości rodziny.

1 komentarz:

  1. Witaj obca mi osobo xD Czekam na wrzucenia kolejnych rozdziałów nieco szybciej, bo w tym tempie do 10 dojdziemy tuż przed końcem świata :P

    ~Niepozpozorny

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy